poniedziałek, 22 lipca 2019

"Syn złodziejki" Grażyna Bąkiewicz

Wiek: 13+

Zaczyna się dość niepozornie, żeby nie powiedzieć: nudnawo. Jakoś tak nie do końca wiadomo, o co chodzi, są jakieś aluzje, niedopowiedzenia, ale brak konkretów. Wraz z przeczytanymi stronami zaczyna się kształtować obraz sytuacji: piętnastoletni Hieronim Wróbelek (nienawidzący notabene swojego imienia...) ucieka z kolejnej rodziny zastępczej w Anglii, by w Polsce spotkać się z matką w swoje urodziny i sprawdzić, czy ta o nich pamięta. Wydawałoby się, że to wstęp do jakiejś ckliwej opowiastki. Nic bardziej mylnego. Zofia, matka Hieronima jest złodziejką. I to nie zwyczajną, ale szefem łódzkiej mafii! Dużo później wyczytamy, że to właśnie jej grupa przestępcza była zaangażowana w sławną kradzież dzieł sztuki.
Po przybyciu do ojczyzny, Hieronim kieruje swe kroki do ogromnej dziupli mafii, gdzie spodziewa się dowiedzieć czegoś na temat miejsca pobytu matki. Wiadomość o swojej wizycie postanawia przekazać w sposób wielce niecodzienny: z chronionego placu kradnie tira pełnego towaru i tarasuje nim ulicę. Szybko okazuje się, że tir był własnością konkurenta Zofii, który swego czasu należał do jej "podwładnych". Hieronim pakuje się w niezłe kłopoty.Niestety, sprowadza też kłopoty na swą matkę...W ten sposób rusza lawina przygód, niesamowitych zbiegów okoliczności, pościgów, napadów itp.Niezła gratka dla miłośnika lekkich powieści sensacyjnych.
Jednak "Syn złodziejki" to wg mnie przede wszystkim portret psychologiczny samotnego, porzuconego, niekochanego nastolatka:( Tak naprawdę Hieronim miał się nigdy nie urodzić. Jego matka go nie chciała, próbowała usunąć ciążę, ale się nie udało. Tylko ojciec cieszył się na wieść o dziecku, ale co z tego,kiedy zginął zanim chłopak się urodził...Gdy Hieronim pojawił się na świecie, od razu został porzucony. Matka odnalazła go w sierocińcu po trzech latach tylko dlatego, że był jej chwilowo potrzebny...Ale tylko chwilowo, gdyż szybko wylądował w kolejnym domu dziecka, a potem często zmieniał rodziny zastępcze. Było to konieczne ze względów bezpieczeństwa. Gdy tylko policja lub mafia dowiadywały się o miejscu jego pobytu, matka szybko znajdowała kolejnych opiekunów. Jak sam określa, w niektórych domach był tylko tyle, żeby nauczyć się na pamieć drogi do toalety... Więc może jednak go kochała na swój sposób, jeśli tak dbała o jego bezpieczeństwo?
Teraz Hieronim mieszka w krzakach na podwórku pewnej młodej pary, której synek zginął w wypadku dwa lata wcześniej. Chłopak jest ciągle głodny, brudny, rana na głowie nie goi się, aż doprowadza do zakażenia organizmu. Marzy o ciepłym posiłku, rodzicach,z którymi mógłby pogadać o minionym dniu, a nawet o ...misiu. Wie, że nie może na nikogo liczyć, że musi być twardy. Zaprzyjaźnia się ze starszą panią z sąsiedztwa. Jednak nic tu nie jest przypadkowe, a poznawane osoby okazują się w różny sposób powiązane z życiem Hieronima...
Powieść czyta się szybko i ciekawie, wartka akcja pewnie tym bardziej wciągnie młodzież. Mnie irytowały chwilami mało realne scenki, grubymi nićmi szyte zbiegi okoliczności. Zastanawia mnie, czy rzeczywiście z taką łatwością chłopak mógł się dostawać do domu Marty, włamywać do jej komputera. Czy można tak szybko kupić bilet na lot z Londynu do Polski? Być może młody czytelnik nie zwróci uwagi na takie szczegóły;) Na moich ustach nie raz gościł uśmieszek powątpiewania;)
Za to nie raz smutek i współczucie ściskały za gardło, gdy czytałam o życiu Hieronima:(
Ciekawy jest obraz łódzkiej mafii, afera z kradzieżą dzieł sztuki. Ten wątek może stać się punktem wyjściowym do poszukiwań dla dociekliwych detektywów:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz